Okolice Alicante -2009/2010

odsłona 2

Przede mną dosyć trudne zadanie: nadszedł czas, by zmierzyć się z tematem, który odsuwałam i próbowałam wyprzeć z pamięci. Jako, że należę do istot pamiętliwych - zapomnienie nie nadeszło. Ponieważ nie lubię narzekać - milczałam. Kilka lat dzielących mnie od tych wydarzeń spowodowało, że nabrałam dystansu. Potrafię się śmiać z tego, co wtedy mnie bolało, wściekało. A ostatnia podróż do Alicante poszerzyła moje spojrzenie na tyle, że w końcu dostrzegłam i pozytywną stronę.

Trzy tygodnie spędzone w Hiszpanii w czasie zimy - brzmi bajecznie. Gdy koleżanka zaprosiła nas do siebie, oferując wikt, opierunek i dach nad głową - poczułam się, jakbym wygrała los na loterii.

Ale po kolei. Do Alicante lecieliśmy wówczas z Wrocławia. Już podróż na lotnisko była okropna, bo na autostradzie doszło do wypadku. Powstał korek i Krystian wskoczył naszym autem na pas zieleni, by go ominąć i zdążyć na lot. Na lotnisku następna katastrofa - brak przystosowania dla osoby na wózku. Po wylądowaniu chwila ulgi. Port jest wyposażony w windę, koleżanka ze swoim partnerem czekają na nas i zawożą do swojego domu w Oliva. To urocze miasteczko położone ok. 6 km od plaży. Budynki znajdujące się w centrum pamiętają czasy Maurów. Charakterystyczne wąskie uliczki, bielone domy i małe place - to znaki rozpoznawcze miasta.

Głównymi obiektami architektury są dwa kościoły. Na uwagę zasługują także ruiny zamku, którego narodziny datuje się na czasy późnej starożytności.

I to tyle o miasteczku. Totalnym niewypałem było lokum, do którego sprowadziła nas koleżanka. Zimne, ciemne, brudne - wręcz zagrzybione.  Prąd ciągnięty z ulicznych latarni. Taka instalacja i żyrandole.

Szczytem wszystkiego był brak wody! Rury zarośnięte, więc kapało gorzej niż krew z nosa. Pierwsze zakupy jakie robimy to mokre chusteczki higieniczne. Jednak po 5 dniach bez kąpieli zaczęła nam wysiadać psychika. Koleżanka załatwiła w końcu dostęp do czynnej łazienki u sąsiadów, ale co dalej? Jak tu zrobić pranie, skoro nie ma wody, a pralka zepsuta? Wzięliśmy niewiele ubrań do bagażu podręcznego, bo obietnice i zapewnia koleżanki były wielkie.

Całe mieszkanie tonęło w śmieciach - w pokoju mieliśmy 2 regały z posegregowanymi guzikami, metkami, kodami kreskowymi itp. Teorię, jaką usłyszeliśmy, to że nasz gospodarz jest artystą i zbiera materiały do brikolażu. Ja podejrzewam syllogomanię. Któregoś dnia poprosił, by Krystian pomógł mu odpalić motor. To, co Krystian zobaczył przeszło nasze najśmielsze oczekiwania i przerosło zdolności mechaniczne mojego faceta.

Takie rybki gościły na wigilijnym stole i taka oto choinka zdobiła wnętrze. Mamy tu 3 patia do dyspozycji.

Potrafię znieść wiele, ale moja choroba sprawia, że potrzebuję w miarę normalnych warunków. Krystian był w ciągłym stresie, że się przeziębię. Wychodziliśmy jak najwięcej na spacery. Bo na zewnątrz było cieplej. Uciekaliśmy też od paskudnej atmosfery, jaka panowała między koleżanką i jej partnerem. Wyjście do sklepu, chodzenie od straganu, do straganu było już wielką atrakcją i odskocznią. Widoki może nie dla wegetarianki, ale imponujące mimo wszystko. Wybór serów i oliwek sprawiał, że ślinka ciekła z ust. Zapach przypraw aż kręcił w nosie.

Koleżanka miała samochód i powoziła nas po okolicy. To też było super. Wygrzewamy się na Passeig Germanies de Gandia.

Spacerujemy po Denii.

Najlepsze wycieczki zostawiam na koniec. Guadelest Valley - zdecydowana większość zachwyca się widokami, zamkiem i jeziorem. My jedziemy tu przede wszystkim do muzeum motocykli. Po drodze chłoniemy widoki i odwiedzamy wioskę słynącą z manufaktur oliwy z oliwek - gęstej, złotej i aromatycznej.

To w biegu, przelotnie. Bo motory czekają!

Ostatnia wycieczka to prawdziwa gratka! Znajomi zawożą nas do Walencji. Koleżanka z dziećmi idzie do oceanarium, my z jej przyjacielem podziwiamy miasto.

Wracamy po 3 tygodniach bogatsi o doświadczenia, bogatsi o wszystkie cudowne obrazy. Ale obdarci z wielu wartości, w które wierzyliśmy. I ubożsi o koleżankę.

Write a comment

Comments: 8
  • #1

    Krystyna Lehnet (Wednesday, 11 January 2017 09:30)

    Gosia , to była katastrofa , tez by mnie szlag trafił.Dziwie się ,że przetrzmaliscie.No cóż ,ludzie miewają różne pojęcie o gościnności. Dobrze , źe chociaż widoczki były ładne i świeciło słoneczko.A przecież może być biednie , ale czysto. Ano podróże kształcą.Nigdy nie wiadomo na co się człowiek natknie
    Jest to dowód na waszą niezłomna wolę.Przetrzymaliscie i to najważniejsze. .Takiego urlopu to bym nie chciała nawet za darmo.pozdrawiam i życzę weselnych urlopów.

  • #2

    Eve (Wednesday, 11 January 2017 17:34)

    No coz-mozesz sobie powiedziec,ze przezylas juz wszystko:-) Na szczescie macie jeszcze nas.Prad nie zawsze jest ,ale ciepla woda co jakis czas sie zdarza :-) Buziaki!

  • #3

    Lucyna (Thursday, 12 January 2017 19:55)

    No cóż...oglądałam te zdjęcia po Waszym przyjeździe i byłam w szoku. Oglądam to wszystko dzisiaj i nadal nie mogę uwierzyć w to co widzę. Całe szczęście że robiliście wypady w miasto i mogliście choć na chwilę opuścić ten śmietnik bo przesiedzenie 3 tygodni w takim syfie zaowocowałoby chorobą psychiczną.Pozdrawiam

  • #4

    Michał (Friday, 13 January 2017 10:26)

    Pamiętam opowieści o tej Waszej wyprawie i fotki... Jedyny plus że zobaczyliście wtedy Alicante. Nadal te fotki "zaskakują" delikatnie pisząc. Opowieść z perspektywy czasu świetna (pamiętliwy raczku ;-)). Lepszych wypraw życzę :-)

  • #5

    AgaPe (Saturday, 14 January 2017 15:36)

    Zatkało mnie.

  • #6

    Ewa Sadowska (Sunday, 15 January 2017 16:22)

    Przykre...Lokum katastrofa !!
    To koleżeństwo ....katastrofa !
    Ale...... doświadczenie życiowe bogatsze ,no i dzięki Bogu nie wróciłaś chora ufffff....
    PS....Dobrze że się podzieliłaś tym " niewypałem" ...teraz zapomnij !

  • #7

    Iwona (Monday, 16 January 2017 17:53)

    Hmmm...pamiętam tą opowieść ...brr

  • #8

    krolewianka@gmail.com (Sunday, 22 January 2017 20:30)

    Wiele razy powtarzałam i słyszałam powiedzenie: co nas nie zabije, to nas wzmocni. O, jakże tu jest prawdziwe! Tworzycie Wasz wędrowny świat z doświadczeń i to jest niezwykle budujące - bo prawdziwe!