Moto Wyprawy...

Dzień dobry - wieczór. Nie chcę się powtarzać, ale czasami trzeba. Wybaczcie.

Początkiem maja ma miejsce mój debiut na miejscu pasażera w wózku bocznym. Pierwsza jazda to tzw. objazd koło komina: spod domu kuzynki jedziemy do Alików i robimy krótki odcinek po dwupasmówce. Dla mnie to ogromny wyczyn. Muszę się dopasować do fotela - podkładanie poduszek, dociąganie pasów. Muszę się osłuchać z nowymi dźwiękami, które wydaje silnik tuż przy moim uchu. No i muszę się przyzwyczaić do tyrpania na dziurach. Po cichu liczę na to, że troszkę utrzęsie mi brzuszek i zrzucę na wadze :) .

Jeszcze bez kurtki i pilotki, ale emocje i radość, że się udało - rozgrzewają. 

Nasze szczęście  nie trwa długo. Kilka dni później jedziemy moto-pomarańczą na weekend do domku na wsi i już nią nie wracam. Bo wypadam z wózka inwalidzkiego i doznaję bolesnej kontuzji kolana - o czym wiecie z wcześniejszych relacji .

Przez 3 tygodnie jęczę z bólu i ze złości, że jestem bardziej unieruchomiona niż zwykle. Krystian też kipi, bo plany wzięły w łeb, a tłumaczenie, że coś nad nami czuwa, dawały małą pociechę. Teraz, z perspektywy czasu, cieszę się, że nieco wyhamowaliśmy. Nie porwaliśmy się na dalszą, zagraniczną wyprawę...

Wiele rzeczy wyszło w trakcie następnych przejażdżek. Okazało się, że motor zaczął się lekko chylić na mnie, co mocno utrudniło Krystusiowi prowadzenie. Musiał wzmacniać ramę.

Poza tym dotarło do nas, że mamy więcej lat, mniej sił i nie ma sensu się męczyć.

Nasze pierwsze wycieczki to m.in.

Jastrzębie Zdrój - misja ratowania kotków. Mały kłębuszek zawozimy do Kazia. Ja się martwię o czworonoga i zapominam o własnych niewygodnych.

To samo, gdy kilka dni później jedziemy z dwoma kociakami na działkę .Po przejechaniu kilku kilometrów stajemy, bo bak suchy. Kiciusie wydostają się z pudełka, a ja z przerażenia, że je zgubię, stracę - znów zapominam o sobie.

Pochwalę się jeszcze wizytą u Ireny i Krzycha - to Stawy Monowskie.

Objazd po okolicy, czyli Rdzawe Diamenty w Ustroniu i rodzice Ziya pod Szyndzielnią. Nam czas minął błyskawicznie, a moja Mama wychodziła z siebie czekając na nas...

Jedna z dalszych wypraw to Wadowice. Gorący dzień -znajomi do których jedziemy dają nam pyszną strawę i ochłodę Krystusiowi. Ja schładzam się skromnym ubiorem. Krystian ma ubaw, że wyglądam jak bokser na treningu.

Właśnie po tym wyjeździe Krystian zauważa niedociągnięcia w konstrukcji. Przez 2 tygodnie mamy przymusowy przestój. Krystiankowi paruje z głowy od różnych koncepcji, by wzmocnić ramę. Wiem, że poradzi, ale są momenty, że płakać się chce . Brakuje dodatkowej pary rąk do pomocy, świeżego spojrzenia. Ale któregoś dnia przyjeżdża Emiś i powoli problem rozwiązują.

Na zebranie MotoMikołajów musimy jeszcze jechać autem.

By kilka chwil później wystartować ze wzmocnioną ramą do Szczyrku i przez Salmopol do Etno Chaty. Tu - mocy przybywaj - Krystiana tak poniosło, że podczas powrotu zgubiłam poduszkę zza głowy. 

Pewnego dnia Krystian jechał motorkiem w strugach deszczu. W przyczepie zebrało się bajorko. Teraz wiadomo, że musi być odprowadzenie wody. Dziurka t.zw.

Ja zadowolona, siedziałam wtedy w aucie. Co z tego, gdy nazajutrz posadził mnie na mokre siedzenie, by moto-pomarańczą pokazać się na Przystanku Żory.

Krytykować i oceniać łatwo. A ja znowu powiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Bo co? Przystanek Żory po raz pierwszy. Można pochwalić inicjatywę i doczepić się do organizacji. Zależy kto, co lubi. Ja popieram i trzymam kciuki za dalsze edycje.

Przez chwilę byłam zła, że Krystian wcisnął mnie na mokry fotelik, by uskutecznić nocną przejażdżkę i zaspokoić głód jazdy. Ale nie pisnęłam słowem, bo gdy usiadłam na innej podusi, którą mi Krystuś podmienił... w końcu poczułam wygodę! Pupa, ramiona wskoczyły na swoje miejsce. I to nic, że koszulka chłonie wilgoć z tapicerki .To nic, że mi zimno. Mam komfort siedzenia! Teraz rwę się do jazdy! Nazajutrz odwiedzamy Żywiec. Piękna wycieczka i w końcu wygoda.

Trafiamy tam na TKB i przywozimy aniołka do naszej kolekcji. Tego drugiego wystrugał mi Krystek, a buźkę wymalowała Eve.

Write a comment

Comments: 10
  • #1

    Krystyna Lehner (Thursday, 11 August 2016 07:27)

    Ale fajny pojazd ,Krystian poradzi sobie z każdą przeciwnościa techniki.Smutno ze "wyrzucilo" Cię na tzw.bruk .Nie wiedziałam , że taki pojazd macie .Życzę jeszcze wielu udanych wypadów i wile radości z nowego środka lokomocji.

  • #2

    Karolina (Thursday, 11 August 2016 09:47)

    Jesteście niesamowici !

  • #3

    Gosia W. (Thursday, 11 August 2016 10:41)

    Co za zaparcie w dążeniu wyznaczonego do celu! Może jakieś szkolenie powinniście poprowadzić ;)

  • #4

    Aga (Thursday, 11 August 2016 15:23)

    Jesteście niesamowici :) pozdrawiamy

  • #5

    Oskar (Thursday, 11 August 2016 22:46)

    Z uśmiechem czytałem :) pozdrowienia

  • #6

    DamianRca (Thursday, 11 August 2016 23:40)

    Świetne relacje! Bardzo fajnie się to czyta! :) Pozdrawiam! :)

  • #7

    Iwona (Friday, 12 August 2016 07:06)

    HA! Widziałam ten pojazd na własne oczy :-)) robi imponujące wrażenie ...to prawdziwy bolid :-)) Rewelacja !!!!

  • #8

    Damian (Friday, 12 August 2016 08:30)

    W tym hełmofonie to wyglądasz jak czołgistka albo pilotka z jakiegoś specjalnego pułku ;) Pozdrawiam i do miłego! :)

  • #9

    Michał (Friday, 19 August 2016 08:32)

    Wielki szacun dla Krystka konstruktora-wynalazcy. Powodzenia na nieznanych ścieżkach podróży.

  • #10

    Basia (Tuesday, 23 August 2016 16:27)

    Podziwiam - grunt to się nie poddawać!!! =D Czekam na kolejne relacje i życzę powodzenia w realizacji dalszych przedsięwzięć ;)