cambridge...

Niesamowite radości trafiają się nam znowu...

Trzy tygodnie temu wróciliśmy z Chorwacji. Ja opalona ,wypoczęta i pozytywnie nastrojona ,ale z ogromnym apetytem na kolejne podróżowanie. Męczył niedosyt wypraw i brak pomysłu ,gdzie by tu jeszcze wyskoczyć...

I stał się cud ! Kilka dni temu podczas rozmowy skypowej , Ewa fryzjerka zaprasza nas do jednego z piękniejszych miast Anglii !

Mnie dosłownie jakby ktoś na 100 koni posadził ! Energia i nowy duch wstąpiły we mnie- aż mnie roznosi !

Czytam o atrakcjach ,oglądam zdjęcia miejsc ,które za 46 dni zobaczymy na własne oczy ! Już szaleję z radości na lot samolotem ,już się cieszę na spotkanie z Ewą i poznanie Raynera . 

Wczoraj Tadziu pomógł nam w kupnie biletów lotniczych i kolejowych .

Zaczynam odliczać ! 

Start 11 września 2015 !

Noc przed lotem Krystuś nie może spać: wierci się i kręci na wszystkie strony. Wypowiada swe obawy,że możemy się rozbić.Spędza sen z moich oczu i wtedy sam zasypia błogo.

Na lotnisko zawozi nas Jasiu. Ledwie zdążyliśmy na samolot. Wypadki zakorkowały drogę i autem -przez godzinę-rozwijamy ślimacze tempo. Gdy trasa się udrożniła-hah... mocy przybywaj! Już w aucie zaczął się przytup.

Dalsza podróż przebiega sprawnie i planowo. Wspaniała organizacja i asysta na lotnisku,dworcu! Godna podziwu,choć trochę rozleniwia i nie motywuje do nauki języka.

W Cambrige to my czekamy na Ewkę,a nie Ona na nas, bo i tu korki są na porządku dziennym. W końcu docieramy do naszego lokum 10-cio dniowego i pełny zachwyt! Świetne warunki, piękne widoki z okna i na okna.My otoczeni troską,opieką.

Od następnego dnia zaczynamy intensywne zwiedzanie. Przez kilka dni spacerujemy z Ewą wzdłuż,wszerz i w poprzek. Poznajemy w mig to uniwersyteckie miasteczko: zmagamy się z koślawymi chodnikami i wszędobylskimi rowerzystami. Wycieczki trwają po 4-5 h ,a wracamy tak zmęczeni,że nawet ja stwierdzam,że czuję się uchodzona.

Ewa dogadza nam tak bardzo,że Krystuś nie ma miejsca na tutejszą smakowitość Fish&Chip. Nie ruszają nas też specjalnie aromaty dochodzące z Market Square. To plac handlowy,gdzie można kupić egzotyczne owoce i tradycyjne wyroby. Tu uliczni grajkowie dają ucztę dla uszu.

I jeszcze angielski kościół rotundowy templariuszy...

Na fotkach pokazuję m.in. Kościół Metodystów i Senat House Hill. A przede wszystkim niezwykły zegar.

Odsłonił go Stephen Hawking na Cambridge University.  Wybitny fizyk znany jest Wam może z filmu ,,Teoria wszystkiego'' ?

Urządzenie do mierzenia czasu. Nie ma wskazówek ani cyfr. To dzieło doktora Johna Taylora.

Na szczycie wielkiego złotego zegara o średnicy 122 centymetrów stoi wielki konik polny, który stopniowo "pożera czas". Pożeracz Czasu przesuwa się po obracającej się tarczy, a każdy jego krok wyznacza sekundę. Godziny, minuty i sekundy sygnalizowane są dzięki palącym się niebieskim światłom. Wskazują one prawidłowy czas raz na pięć minut.


  •  Zwykłe zegarki ze wskazówkami są nudne - mówi Taylor. Chciałem by mierzenie czasu było interesujące. Chciałem też unaocznić, że czas działa destrukcyjnie, nie możemy odzyskać żadnej minuty, która przeminęła. To dlatego mój konik polny nie jest postacią z kreskówek Disneya. To żarłoczna bestia - dodaje.

Tak wiele widzę, o tylu ważnych rzeczach się dowiaduję. Gdy stałam przed tym zegarem nie miałam o nim bladego pojęcia. Gdy piszę teraz o nim-znam nie tylko historię jego powstania.Odczuwam myśl twórcy. 

Jeden dzień poświęcamy na zwiedzanie darmowego Museum Fitzwilliam,Whipple Museum of the History of Science.

Po kilku dniach spędzonych w Cambridge mamy apetyt na coś więcej. Ewa proponuje wycieczkę do Ely, by pokazać nam Katedrę mierzącą ok. 172m. To najdłuższy gotycki kościół w Europie. Góruje nad okolicą. Gdy wychodzimy z dworca wydaje się tuż,tuż. Jednak spora odległość nas dzieli od budowli rozpoczętej w 1083 r. I pod górkę ma Krystuś ze mną,potem z górki. Ale warto było...

Nasz pobyt w Anglii doszedł do półmetka. Robimy sobie urlop od zwiedzania,

chodzenia. Ja cały dzień spędzam w łóżku, Krystian próbuje naprawić przypalony blat w kuchni. Każdy odpoczywa najlepiej,jak może...

Krystek szlifuje,ceruje-reperuje. Ma zajęte ręce i umysł-odpoczywa od skomplikowanych tematów. Ja prostuję kości i regeneruję ciało, a myśli kłębią się mi wokół jednego: w ułamku sekundy możemy zniszczyć coś cennego! Naprawa z kolei wymaga cierpliwości,pokory,chęci. I ogromu pracy,czasu!

W czwartek wypoczęci i obeznani z miastem- ruszamy na spacer sami. Krystuś i ja kierujemy się prosto do sklepu muzycznego. Dla mnie to raj dla uszu i duszy. Wracamy z 13 płytami w przystępnej cenie. Uzupełniamy naszą domową kolekcję m.in. o album Janis Joplin, Pati Smith i Erica Claptona. Rozszerzamy o Mastodon i Korn-ostre łojenie... i mam od dawna chcianą Bath Hart & Joe Bonamassa !

Gdy wracamy do domku, od progu wita nas radość w postaci Oskara! Najstarszy syn Ewy właśnie zaczyna studia w Ruskin Collage. Chyba po naszych twarzach widać,że wszyscy cieszymy się ze spotkania. Po kilku latach, a jakby wczoraj! Nagadać i nacieszyć się chce.

A to nie koniec radosnych spotkań i zaskakujących zwrotów akcji. W piątek-po tygodniu czekania-poznajemy Rainera! Wraca z Isle of Man-troszkę zmęczony i chory, ale z tak przyjaznym nastawieniem,że gadamy ze sobą,jak starzy znajomi. Rzecz niebywała-nie mamy bariery językowej. Rainer kaleczy po polsku,więc my bez obciachu kaleczymy angielski. I porozumienie budujemy..

W nocy,nad ranem coś się dzieje. Szok,dezorientacja i niezręczność sytuacji wprawia nas w zakłopotanie.

Pisząc te słowa staram się wykazać ostrożnością i dyplomacją. Bo świeżo obejrzany film ,,Oldboy'' zobowiązuje do milczenia, które jest ponoć złotem... Z drugiej strony,jak można budować pamięć i zdobywać doświadczenie sznurując usta?

W sobotę wietrzymy głowy,zbieramy myśli. I próbujemy być mądrzy. Z Rainerem i Oskim spędzamy miłe chwile zwiedzając St John's College. Piękne aleje i miłe towarzystwo zachęcają znowu do spacerów i robienia zdjęć... By pamiętać... Czego unikać,czego nie robić. By pamiętać wszystkie piękności i wspaniałości, które dostaliśmy, jak niespodziewany prezent.

Jeszcze kilka zdjęć z St.John's Collage... Na zewnątrz wygląda znakomicie,ale nie wyobrażam sobie jego ogromu. Dopiero przekroczenie pierwszej bramy odsłania kolejne cudowności: budynki,ogrody,kaplice...

Wszystko,co dobre,szybko się kończy... Niedziela- nasza druga w Cambridge,jest naszym ostatnim dniem zwiedzania. Wita nas piękne słońce i dobre nastroje. W końcu ruszamy w pełnym komplecie: my i nasi gospodarze. Tego dnia Rainer organizuje,planuje. Idziemy inną,niż zwykle drogą, bo wzdłuż rzeki Cam. Nowe widoczki i szersza, bez wyboi - ścieżka.

Docieramy do King's College, który mijaliśmy wiele razy... Tego dnia Ewa z Rainerem zapraszają nas do zwiedzania tego imponującego miejsca.College otoczony dworkami,alejkami zachęca do ciszy i kontemplacji. Zobaczyliśmy tu najsławniejszą kaplicę w mieście wybudowaną w XVl w z największym na świecie sklepieniem wachlarzowym. Cudo! W takich miejscach pamiętamy o najbliższych i zapalamy symboliczną świeczkę.

Zaraz po King's College biegniemy do Queen's College. Tuż obok wyrasta Most Matematyczny. Legenda mówi,że zaprojektował go Newton używając jedynie drewna.

  • Studenci ciekawi konstrukcji rozebrali go kilka lat później.Niestety nie potrafili złożyć go z powrotem. Musieli więc użyć metalowych połączeń. Wg. danych historycznych Newton zmarł 22 lata przed wybudowaniem mostu. Zatem,czy opowieść mówi prawdę? Historię wyczytałam przed lotem do Cambridge i zaciekawiłam nią Ewę i Rainera.


Wracamy cało i szczęśliwie. Na lotnisku czeka na nas Romek,a w domku rodzice z obiadem. 

Wielkie dziękuję dla Ewy, Rainera i Oskara. Za wszystko! Dla wszystkich tu wymienionych życzenia : dużo miłości! A lot of love!

Write a comment

Comments: 9
  • #1

    Emiś (Monday, 28 September 2015 00:33)

    ale Wam zazdroszcze i jeszcze w Anglii trafić na takie słońce to naprawde rzadkość :)
    pogadamy przy herbatce pozdrawiam i tulam oboje :*

  • #2

    monia (Monday, 28 September 2015 01:18)

    piekna wycieczka:)))

  • #3

    krolewianka (Monday, 28 September 2015 21:07)

    po takiiej opowieści czuję sie, jakbym tam była. A jeszcze bardziej: jabym mogła tam być. To uwielbiam Gosiu w Twojej własnej historii: zostawiasz zawsze we mnie takie wielkie: możesz, bez ograniczeń :).
    I w dodatku, po tej podróży wiem już, na kogo zrzucić winę za uciekający czas ;)

  • #4

    Eve (Monday, 28 September 2015 22:09)

    Super wyprawa! Kto wie,czy my sie tam kiedys wybierzemy,a przenieslismy sie juz dzis dzieki Wam:-)

  • #5

    Ewa (Tuesday, 29 September 2015 16:17)

    Mam nadzieje ze jeszcze kiedys nas odwiedzicie
    :)

  • #6

    Lucyna Pysno (Tuesday, 29 September 2015 17:50)

    Piękne zdjęcia a opis każdego z nich tak bardzo zajmujący że zapiera dech.Gosiu pomyśl o napisaniu i wydaniu książki :)

  • #7

    Alik (Tuesday, 29 September 2015 19:50)

    Dzięki za kartkę. Miłosza najbardziej cieszy znaczek :) Pozdrawiamy.

  • #8

    Michał (Wednesday, 30 September 2015 15:17)

    Super wyprawa! Zegar "pożeracz czasu" bardzo ciekawy - coś w tym jest ;-) Ale jaki piękny ten kościół templariuszy i ta kaplica XVI wieczna ze sklepieniem wachlarzowym... fajnie że mieliście taką extra pogodę i że następna wyprawa taka udana.

  • #9

    Tadek (Friday, 16 October 2015 10:33)

    Miło przeczytać o Waszym wyjeździe tak pełnym wrażeń. Kilka lat temu wrzesień spędziłem w Londynie (delegacja) i pogoda też była jak drut. Czyżby wrzesień był optymalnym miesiącem do zwiedzania Wyspy? W Cambridge nigdy nie byłem ale już wiem, że warto tam się wybrać :-) Pozdrawiam i zastanawiam się, o której stronie świata teraz myślicie ;-)