Czad w Lisbonie

No i jednak: klamka zapadła. Bilety i hotel zabukowane.Lecimy do Portugalii !  Długo podejmowaliśmy tę decyzję. Właściwie,jak to zwykle w naszym wyjazdowym przypadku bywa, ostatecznie zadecydował czynnik ludzki :). A jakże!
Gdyby nie Michał i Monika, pewnie odłożylibyśmy lizbońskie klimaty na ,święte -nigdy'' . Z Nimi,albo wcale-tego byłam pewna... i ruszyłam w ciemno...
Tak, jak ostatnio, nasza trasa na lotnisko wiodła okrężną drogą, Dwa dni i dwie noce spędziliśmy pod Mińskiem Maz.-z Agnieszką i Jej rodziną. Tym sposobem znaleźliśmy się w samym centrum Jej świąt. I wiem, już że jeśli dotąd szukałam prawdziwie Wielkiej Nocy, to z pewnością znalazłam ją tam, w czterpokoleniowej rodzinie, która przybyła na wspólne śniadanie. Było ich tak wielu, że nie ogarnęłam, kto jest kim. Ale było mi tam prawdziwie dobrze, przytulnie ! Dziękuję Agnieszko za wiosnę w środku śnieżnej zadymki, która hulała na zewnątrz. Z tym śniegiem musieliśmy się zmierzyć już w drodze na lotnisko.
Dobrze, że uciekamy zimie-pomyślałam. W tej "ucieczce" znów wsparł nas Pacu, przejmując od nas auto. Nie mieliśmy dla siebie wiele czasu ale wystarczył na serdeczność, którą zabraliśmy ze sobą do samolotu.
W przestworzach dalej świętowaliśmy, zaopiekowani przez portugalskie linie TAP: sprawne działania z wózkiem, pyszne, wegeteriańskie jedzenie, podusia, kocyk, miła obsługa . Wylądowaliśmy- za siedmioma górami, za siedmioma lasami, gdzie z dala od śniegu i wiatru zakwitała wiosna...Każda bajka musi mieć jednak zwrot akcji, żeby nie była nudna i, żeby można było na koniec wyciągnąć naukę. Ja zacznę od morału: w Portugalii windy działają, albo nie. Ta w   hotelu nie działała.  Krystian dzielnie pokonał 47 schodów zanosząc mnie na drugie piętro ,(coraz bardziej podobają mi się jego umięśnione ramiona ;). Kiedy w nocy dotarli do nas Michał i Monika, akcja "hotel" rozkręciła się na dobre.

Oni, jak zawsze wzięli wszystko w swoje ręce: cofnięcie rezerwacji,reklamacja, nowy hotel- od jutra. Uff... to była długa lizbońska noc. Ale już rano zostawiliśmy wszystkie kłopoty na recepcji i przez cały dzień witaliśmy się ze stolicą Portugalii. Prześliczne uliczki, legendarne miejsca, biały klasztor Hieronimów, w którego murach spoczywają królowie i poeci, no i Pomnik Odkrywców. Trochę "nasz", bo choć jeszcze karawelą nie pływaliśmy, to nasze osobiste odkrywanie świata wokół nas godne jest chyba odkryć samego Vasco da Gamy "Czy oni tam tylko Vasco da Gamę mają" - zastanawiał się Michał - "u nas i Papież i Skłodowska i Kopernik przecież!". Może kiedyś Róża Wiatrów

gdzieś nas pogna w morze! Tymczasem zbliżający się wieczór pognał nas do nowego hotelu. A tam, jakieś zamieszanie na recepcji. Zaczynam się niepokoić: patrzę tylko i nic nie rozumiem, bo dostaliśmy klucze na 13-te piętro (!), do innego pokoju niż zamawialiśmy. No, myślę sobie, teraz to już nawet wyćwiczone mięśnie mojego Krystiana nie pomogą,kiedy winda padnie. Ale, w myśl motta: "działają albo nie", ta winda śmigała w tę i z powrotem przez cały nasz pobyt. .Na trzynastym piętrze - niespodzianka! W ramach rekompensaty otrzymaliśmy od biura podróży APARTAMENT. To było coś charakterystycznego dla Portugalczyków, co poznaliśmy także później, podczas całego pobytu: otwartość na innych, na ich potrzeby. Taka reakcja nie zdarzyłaby się pewnie w Barcelonie.Długi dzień i kocie łby już dawały o sobie znać.Padliśmy zmęczeni. I tyle było luksusów J . Kolejne dni wypełnione były aż po brzegi, jak Oceanarium, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ale teraz już wszystko zaczęło mi się zacierać. Wrażenia,miejsca, podróże wynajętym samochodem wirowały wokół. Czułam się zmęczona i otumaniona. "Zaczadzona" trochę. Tak, to świetne określenie, Moniki ulubione a pasujące zarówno do zachwytu, jak i "zatłoczenia" wrażeniami.
Jak się okazało, niełatwo nam było poruszać się po portugalskich trasach. Błądzenie i nadkładanie drogi dało mi się nieźle we znaki, a najbardziej w kręgosłup. Sintra, Fatima, Evora. Teraz, kiedy oglądam zdjęcia, układam wrażenia w obrazy: bajkowy pałac władców - Pena, zaskakujący spokój miejsca maryjnych objawień, kaplica kości z pamięcią przemijania, rzeźby Atlasów podtrzymujący kule ziemskie i koniec świata - Cabo Da Roca - najdalej na zachód wysunięty punkt Europy. Pisząc o swoich wrażeniach nie mogę pominąć jakże wyrazistych w tym miejscu wrażeń Krystiana, który, cierpiąc na żołądkowe dolegliwości, szczególnie mocno zaznaczył swą obecność na końcu świata!!
Zmęczenie i  skołowanie sięgnęło zenitu-więc odpuściliśmy sobie wycieczkę do Porto. Siedząc wtedy na tarasie, podziwiałam Lizbonę z 13-tego piętra i poczułam, że w końcu mnie cieszy! Pojawiła się jednocześnie myśl,że tym razem towarzyszy nam jakieś napięcie-trudniej się dogadać,dograć.... Michał i Monika mieszkali w innym hotelu. Brakowało mi ich bliskiej obecności, nie mogliśmy porozumieć się sms-ami. Mało było takich momentów, jak ten w Evorze, kiedy z Michałem spijaliśmy w ciszy słońce.


Ale było to wszystko odzwierciedleniem budowania wzajemnych relacji. Ich solidna podstawa dawała mi poczucie bezpieczeństwa, a zarazem pozostawiali wiele  swobody..
Włożyliśmy w naszą znajomość wysiłek, ale na tyle zdrowy, ze wciąż dobrze się z nimi czułam. I choć na lotnisku nie byłam w stanie odpowiedzieć Monice na pytanie, czy nam było dobrze w Lizbonie, to już za chwilę wiedziałam, że tak, bo byli z nami. Poukładałam sobie Moniko wszystkie obrazy i przeżycia. Od tej pierwszej nocy, w której po przyjeździe zmienialiście naszą rezerwację, przez miejsca, które zobaczyliśmy, aż po wymianę samochodu na wygodniejszy, świetną muzykę towarzyszącą nam podczas podróży i zadziwienie Michała nad piwem podawanym w małych szklaneczkach J.
Najważniejsze, co pozostało z tego wiosennego wyjazdu? Znowu ludzie. Oczekiwanie na wspólne wyjazdy, razem pokonana droga, wędrówki. A wokół nas urzekająco otwarci Portugalczycy. Nietrudno było nawiązać z nimi kontakt wzrokowy. Zresztą sami go szukali, podchodzili do nas. Serdeczni i zainteresowani nami. I jeszcze telefoniczna rozmowa z Dawidem (via Portugalia - Polska), która uświadomiła mi, że można przemierzać świat i tęsknić za przyjaciółmi. Dobrze mieć za kim tęsknić. Jeszcze lepiej mieć świadomość,że się doczekam - tęsknota nie musi  boleć. To coś nowego dla mnie... Dziękuję Dawidzie!
Wam -Moniko i Michasiu-mówię : Do następnego wyjazdu ,spotkania...

Write a comment

Comments: 0