Pomóc, albo nie pomóc- oto jest Sofik

Pomaganie- czy trzeba, czy nie trzeba- jak to rozpoznać? Dobrymi chęciami jest podobno wybrukowane piekło. Czy zatem moja chęć pomocy to zła droga?

Oto krótka historia kocurka,  którą wspólnie tworzymy- chcąc, nie chcąc.

Sofik był wyczekiwany przez naszego znajomego. Bez Kazka byłby skazany na zagładę. Od 5 tygodnia kociego życia zamieszkali razem. Wiem, bo zawoziliśmy maluszka moto-pomarańczą do Jastrzębia. Pokochali się- to pewne. Sofik może wszystko- skakać po kwiatkach, otwierać szafki, wyjadać zapasy z lodówki i drapać Kazka. Jest dziki i rządzi. Sielanka została zaburzona, gdy ci dwaj kawalerzy musieli się rozstać. Kazek nie w pełni sprawny dostał skierowanie na turnus rehabilitacyjny. Musiał dokonać wyboru między swoim zdrowiem, a dobrem kota. 

Gdy dowiedziałam się o tym- rozpoczęłam akcję pt. Szukanie azylu dla niewykastrowanego i rozpuszczonego czworonoga. W ruch poszedł telefon i fb. Słanie rozpaczliwego apelu o pomoc, bo czasu było niewiele. Tu pojawia się Pani Ewa. Mówi, że nie ma sytuacji bez wyjścia i poleca hotelik/ przytulisko dla kotków. Okazało się, że znajduje się w naszym mieście i prowadzi go moja znajoma z dziecięcych lat. Od tej chwili kontaktuję się z Anią.

https://www.facebook.com/mamkotanapunkciepsa/

Zalecane jest odrobaczenie Sofika i tu z pomocą przybywa Miriam. Przywozi nam drogi preparat- stronhold i pożycza transporterek. Po kocurka jedziemy razem z Krystusiem. Po ciemku, w śnieżycy. Łatwo nie było. 

Ale najtrudniej było Sofikowi, który nie rozumiał całej sytuacji. Nie wiedział gdzie jedzie, dlaczego i na jak długo. W swoim 1,5 rocznym życiu praktycznie nie opuszczał mieszkania i nie rozstawał się z Kazkiem. Miał ograniczony kontakt z innymi ludźmi, bo Kazek jest samotny. Nie przebywał z innymi kotami, więc ta 2 tygodniowa przeprowadzka musiała być straszna. Przez pierwsze 3 dni nie jadł, nie pił. Do końca pobytu był wystraszony i zaszywał się w drapakowej dziupli. Nie było szans, by go odrobaczyć. Nie było mowy o kastracji, którą chcieliśmy przeprowadzić zaraz po odebraniu z hoteliku, w ramach dalszej pomocy. I może na szczęście...

Przez czas rehabilitacji kolan Kazka i wygnania Sofika, działałyśmy z Anią na ich rzecz. Ania załatwiła darmową kastrację niespełna 3 km od mieszkania Kazka.

https://www.facebook.com/czterylapyjastrzebie/ Piękna sprawa! Blisko, wygodnie- nic tylko napisać prośbę o darmowy zabieg i dostarczyć kocurka. Ja jestem zachwycona, Kazek zagubiony. Nie wie, jak napisać pismo, jak dowieść Sofika. Zaczynam się denerwować, bo nie wiem, czy dalej mam pomagać. Czy to już nie zwykłe wyręczanie? Złość i bunt wzbierają we mnie. Po ochłonięciu stwierdzam, że sekretarki do zredagowania pisma nie znajdę. Ale podyktować treść- przez telefon- tyle dam rady. Organizuję małą zbiórkę na rzecz Sofika. Ktoś wpłacił kaskę, ktoś dał gadżety. Magia świąt, magia dobroci- to działa. Dziękuję wielu osobom, które miały tu swój udział.

Dwa tygodnie minęły- Sofika czas oddać. Krystek biega, goni, by ogarnąć pracę, mnie i kota. By naszą pomoc dopiąć na tzw. ostatni guzik. Odbiera kota- już spakowanego. Biedak miauczy w niebo-głosy. Dzwonimy do Kazka, że wyruszamy, prosimy, by mówił przez tel. do kota, bo może się uspokoi. Kazek zdziwiony, że jego kot miauczy.  Ja odpowiadam, że koty miauczą przecież. Docieramy na miejsce, tam sprawnie nacierają kota środkiem przeciw pasożytom. Kazek zdążył zauważyć, że kot zmienił umaszczenie... Ja w tym czasie siedzę zmarznięta, ścierpnięta w aucie i nie mogę odebrać szalejących telefonów... Krystek zszedł do samochodu szczęśliwy, że misja dobiegła końca. Sięgnął po telefon, by oddzwonić i radość pryska, jak bańka mydlana. Pani Aneta pomyliła koty! Kropkę- kotkę zabieramy więc i wśród żałosnych miauczeń, bez słowa jedziemy z powrotem. Pani Aneta poczuwa się do tego, by naprawić swój błąd i oferuje odwózkę Sofika późnym wieczorem. Tu Kazek stwierdza, że nie chce robić kłopotu, i że przyjedzie po kota następnego dnia. Mnie dosłownie ścięło i zatkało. Poczułam się, jakby ktoś splunął na nasze serca, na nasze starania. Poczułam się oszukana i wykorzystana. No bo jak to- Kazek, który prosi nas o pomoc, bo nie ma nikogo- nagle jednak ma?! Takiego obrotu sprawy nie przewidziałabym w najśmielszym scenariuszu. Chęć i sens pomocy legł w gruzach. Ale to nie koniec historii, nie koniec zwrotów akcji.... Wieczorem dzwoni do mnie Ania, że p. Aneta odwozi  Sofika, bo Kazek nie ma jednak jak. Po czym pada stwierdzenie, że Kazek pije i istnieje obawa, czy nie przyśnie, czy otworzy drzwi. Mną zatrzęsły kolejne emocje- tym razem wściekłość, połączona ze wstydem- komu ja pomagam?! 

Pół godziny później znowu dzwoni Ania. Przeprasza i zwraca honor Kazkowi, bo czekał trzeźwy i gotowy na przyjęcie swego przyjaciela. Pani Aneta nie wiedziała o kłopotach zdrowotnych Kazia i na podstawie głosu dokonała złej oceny. Ponadto, gdy stanęła w progu mieszkania twarzą w twarz ze schorowanym, skromnym człowiekiem, który opiekuje się kotkiem- wzruszenie odebrało jej mowę. 

To był ciężki, wyczerpujący dzień. I pouczający chyba nie tylko dla mnie.

Pozytywne wibracje zaczęły wracać wraz z dalszą chęcią pomagania.

Czy to już koniec historii? Pewno nie, bo życie, jak to życie- pisze ciągle nowe scenariusze.

Jednak ja na tym kończę swą opowieść.

Write a comment

Comments: 8
  • #1

    Iwona (Thursday, 21 December 2017 22:59)

    Zakręcona historia � ale taka świąteczno pozytywna

  • #2

    AgaPe (Friday, 22 December 2017 21:19)

    Wszystko dobre co się dobrze kończy.Znowu się śmieję ...wiesz?

  • #3

    Danuta (Monday, 25 December 2017 14:06)

    Fajnie, że nie skupiasz się na swoich problemach, że pomagacie też innym. Szacun. pa pa

  • #4

    Mirek (Tuesday, 26 December 2017 20:15)

    Zawsze mieliście dobre serce pozdrawiam .Mirek

  • #5

    Karolina (Wednesday, 27 December 2017 20:29)

    Pomagać, Gosia, pomagać ;) I tak byś nie wytrzymała nie pomagając :) Ale numer z kotami faktycznie nieziemski. Buziaki dla Was!

  • #6

    katkasliwinska@gmail.com (Saturday, 06 January 2018 22:46)

    Chłopaki z Jastrzębia mają wielki skarb w życiu - prawdziwych przyjaciół:)

  • #7

    krystyna. lehner@gmx.at (Sunday, 14 January 2018 14:16)

    To są opowiesci z serii kocie sprawy.Tak jak to w życiu przewaźnie bywa , gdy ma się mało czasu wtedy nic nie chce funkcjonować. To jest ogólnie znany ewenement.Ale przecież na koniec wszystko znakomicie się zgrało. Sofik scześliwy , bo w domu.Pan Kazimierz ,bo ma Sofika. Gosia bo pomogła Kaziowi i Sofikowi.Pani Aneta szczęśliwa bo doprowadziła do zamierzonej kastracji i odstawienia kocurka do właściciela itd. Była to pomoc z tak zwanymi przygodami i jestem pewna , że gdy zajdzie konieczność znowu ruszy do boju o prawa ludzkie i zwierzęce manrocząc pod nosem ...jakie to ci ludzie są.Gosieńko witamy w klubie dobrych serc.

  • #8

    Mam kota na punkcie psa Ania (Sunday, 28 January 2018 14:53)

    Im więcej się Pomagam, tym bardziej zauważam, że Przypadek nie istnieje.
    Gosia jest wspaniałą osobą :)