Nad Pięknym, modrym Dunajem...

25-29 maja.

Budapeszt... Wymarzony,

wyczekiwany i zaplanowany... 

Apetyt na podróże mam wielki.

Kto mnie zna, to wie, że samo organizowanie, oczekiwanie pomaga w przetrwaniu codziennej monotonii.

A była ona cięższa niż zwykle z powodu kontuzji. O tym w poprzednim wpisie...

Po 18 dniach siedzenia w domu za nie wiadomo jaką karę, po okropnym bólu, który mnie przerastał - nagroda! Podróż, spotkanie z przyjaciółmi i nowe miejsca. Wszystko to, co kocham.

Życie znowu płata figle i podróż nas zmęczyła. Wybraliśmy opcję trasy najkrótszej i najtańszej. Na początku cieszyły nas góry, lasy. Zachwycały polanki niezapominajek rosnących nad potoczkiem. Ale po 5 godzinach zielonych serpentyn i agrafek mieliśmy dość! Żałowaliśmy naszej oszczędności! Choć duma nas rozpierała, iż głos rozsądku zadziałał na tyle, że naszym środkiem lokomocji nie była moto-pomarańcza. Po 7 godzinach dojechaliśmy do Hotelu Barros.

Widok z naszego korytarza (poniżej) bywał wzbogacany zapachami, gdy goście z niższych pięter palili grilla i gulasz bulgotał w garncu pół dnia.

Most Elżbiety, do którego wybraliśmy się na pierwszą pieszą wycieczkę. Tuż po wyjściu z hotelu wpadliśmy na Ewę i Elmara, którzy dojechali z Grazu. Szybkie buzi-buzi i każdy w swoją stronę, by się nie blokować i nie krępować. Tego dnia już się nie spotkaliśmy, nie zgraliśmy. My z Mostu Elżbiety musieliśmy zrobić w tył zwrot. Chodnika zabrakło i wyłoniły się schody. Zapał do zwiedzania mocno ostygł tego upalnego dnia, bo czego, jak czego, ale barier architektonicznych się nie spodziewałam. Zobaczyliśmy jeszcze pobliski kościół i kilka kamienic. Spacerkiem po atrakcyjnych alejkach wróciliśmy do hotelu.

Wieczorem znowu ruszamy sami, znowu na piechotę. Tym razem do Mostu Wolności, nieoficjalnie nazywanego mostem samobójców. Charakterystyczną ozdobą na samej górze mostu są ptaki Turul. O jak tu ładnie i na luzie! Młodzież gęsto obsadza przęsła i degustuje lokalne wina. Aż żal, że nie mogę zeskoczyć z wózka, przysiąść się i stuknąć z nimi szkłem.

Docieramy do podnóża Wzgórza Gellerta, mijamy Hale Targowe. Troszkę gubimy orientację, błądzimy. Tak odkrywamy i poznajemy stolicę Węgier..

Niestety również tą brzydką jej stronę: brudu, nędzy i niedbałości. 
Piękne budowle kwitną nocą. Światła wzmacniają piękno i tuszują szpetotę, ubóstwo. Tak sobie myślę... a w głowie brzmi Modlitwa Pana Cogito - podróżnika:

Panie 

dziękuję Ci że stworzyłeś świat piękny i bardzo różny 

a także za to że pozwoliłeś mi w niewyczerpanej dobroci 

swej być w miejscach które nie były miejscami mojej codziennej udręki ...

(...)– wybacz mi – że myślałem tylko o sobie gdy życie innych 

okrutne i nieodwracalne obracało się wokół mnie jak wielki 

astrologiczny zegar w kościele w Beauvais 

że byłem zbyt tchórzliwy i głupi bo nie rozumiałem tylu rzeczy 

a także wybacz że nie walczyłem o szczęście krajów ubogich 

i podbitych i oglądałem tylko wschody księżyca i muzea ...

(...)– pozwól o Panie abym nie myślał o moich niemądrych 

i bardzo zmęczonych prześładowanych kiedy słońce zachodzi 

w morze Jońskie duże i nieopisane 

żebym rozumiał innych ludzi i inne języki inne cierpienie 

i żebym nie upierał się przy swoim ponieważ ograniczoność 

moja jest nieograniczona...

 

Następnego dnia idziemy z Ewą i Elmarem do muzeum komunikacji. Ewa ma plan, że chłopaki pójdą oglądać eksponaty, a my poplotkujemu po babsku. Plan nie doszedł do skutku - muzeum w remoncie. 

Ruszamy w stronę Varosliget park i wychodzimy głównym wejściem przy Placu Bohaterów. Miło spędzamy czas. E&E robią nam zdjęcia i w końcu widać, że Krystuś również zwiedza.

Na kolejne wycieczki dojeżdżamy autem, bo zbyt stromo lub za daleko. Z naszymi zapalonymi fotografami spieszymy na niebieską godzinę, by ze Wzgórza Gellerta obserwować i uwieczniać panoramę miasta. Momentami nie wiem czy podziwiać pejzaż czy anielską cierpliwość E&E podczas robienia zdjęć. Niczym wędkarze - łowili... Trzy godziny strzeliły, jak nic. Efekt widać!

Baszta Rybacka - chyba najpiękniejsze - miejsce w Budapeszcie. Czysto, elegancko i przyjaźnie. Nie musimy się wspinać i kluczyć wąskimi uliczkami, bo zaraz po zaparkowaniu podchodzi do nas elegancki pan ochroniarz i oferuje wyjazd służbową windą. U góry widoki, że dech w piersi zapiera.

Wyspa Małgorzaty - tu szukamy ochłody i ciszy od bardzo hałaśliwego, gorącego i brudnego centrum. Spokój lekko może zakłócił Krystuś, bo jeździ, jak pirat i wygłupy się Go trzymają.

W ostatni dzień zwiedzania Budapesztu Ewa przejmuje ster. Prowadzi nas drogami najkrótszymi, najdogodniejszymi pod Parlament i Most Łańcuchowy.

Ostatni dzień w Budapeszcie, ostatni spacer z E&E i Krystusiem  po tym głośnym, ruchliwym mieście. Ale dla nas to jeszcze nie pożegnanie z Węgrami. Z tabliczek próbujemy zrobić przyspieszony kurs języka, by się nie połamał podczas wypowiadania nazwy miasteczka, do którego jedziemy.

 

30-31 maja.

Szekesfehervar.

To najstarsze miasto na Węgrzech i pierwsza historyczna stolica Węgier. Nazwa w tłumaczeniu oznacza biały zamek z tronem, a biel dawniej kojarzono z władzą. Zachwyciło nas natychmiast i całkowicie! Czysto, schludnie, cicho i spokojnie! Po Budapeszcie ulga dla uszu, oczu... Hotel Szent-Gellert również ma 3 gwiazdki, ale od Barros dzieli go przepaść! Tu aż się chce wrócić na sjestę umiloną ptasimi trelami zza okna.

1. Znajdujący się w środku fontanny pomnik, w kształcie kulistym, symbolizujący królewskie jabłko lub sferę niebieską - insygnia władzy - wykonany jest z czerwonego marmuru. Kulę podpierają 3 lwy, pod którymi widnieją 3 daty istotne dla historii miasta (1001 - św. Stefan koronowany na króla Węgier, 1688 - wyzwolenie z tureckiej okupacji po 145 latach, 1938 - 900 rocznica śmierci św. Stefana.

2. Pomnik Aunt Kati przedstawia kobietę, która zajmuje się sprzedażą obwoźną. Atrakcja naturalnych rozmiarów znajduje się na ulicy (zamkniętej dla ruchu samochodowego). Przyciąga uwagę turystów. Spoglądając na pomnik nie trudno zauważyć, że najczęściej turyści robią sobie z nią zdjęcie obejmując ją za ramię oraz opierając się o wózek. Często też dotykają twarzy Aunt Kati.

3. Pomnik wybudowany ku pamięci cywilnych i wojskowych ofiar II wojny światowej. Podczas bombardowania Székesfehérvár został uszkodzony kościół cystersów. Dzwon z jego wieży spadł na ziemię. Pomnik ukazuje dzwon znajdujący się w kraterze po bombie. Jest to ten sam dzwon, który spadł z kościoła cystersów.

4. Barokowy budynek zbudowany w latach 1780-1801 jako siedziba biskupstwa. Do jego budowy użyto kamieni z dawnej królewskiej świątyni.

Ogród ruin i kwiatowy zegar słynący z punktualności.

Pyszne i olbrzymie lodziki tu jedliśmy. Trzeba było stać po nie w długiej kolejce.

Wieczorem również tu ładnie. Bezpiecznie i przytulnie czujemy się na barokowej starówce.

Acha: jeszcze pokażę jak ładne szyldy są przed sklepami - małe dzieła sztuki.

Wszystko, co dobre, szybko się kończy... Po 2 dniach sielanki, ruszamy na ,,podbój'' Bratysławy. 1-3 czerwca.

Z pewną niechęcią wracamy do gwaru, tłoku. I ta niechęć, a może już zmęczenie gdzieś tam nam towarzyszy. Takie przeprowadzki co 2-3 dni już nie dla nas. Chce się nam wracać do domu. Cieszymy się, że Tadziu znalazł nam tańsze noclegi i skrócił pobyt o jeden dzień.

Czasu mało, miasto wielkie. Nie tracimy go na odpoczynek po podróży i wychodzimy czym prędzej. Tym bardziej, że Hostel Patio nie zachęcał do siedzenia w nim...

Stare Miasto - tu poruszamy się przede wszystkim. Jest zachwycająco piękne i przygnębiająco zaniechane. Miasto kontrastów, jak to nazwał Krystian. To samo z dostępnością dla kulawych. W centrum, po płaskim terenie, dajemy radę. Nieco dalej, pod górkę - katastrofa. Opony wpadają w szczeliny kocich łbów...

Idziemy na obiad do knajpki. Zachęca mnie, bo ma w ofercie dania dla wegetarian i vegan - łał! Zamawiam falafel w humusie, a Krystuś sznycla wiedeńskiego XXL. Ku mojej uciesze, zmienia zamówienie na gulasz sojowy. Możemy wspólnie degustować. Pyszne, przepyszne! Niestety rozkosz podniebienia przerywa gwałtowna burza i oberwanie chmury. Krystian w pośpiechu wnosi do środka nasze ledwo zaczęte obiady i mnie. Gdy już siadamy do konsumpcji, okazuje się, że 1 porcja zniknęła! Ojojoj... Po chwili orientujemy się, że w tym pośpiechu Krystian zostawił sztućce w tzw. pozycji do zabrania. Danie udało się odzyskać.

Po ulewie pustki na mieście, więc robimy fotki bez ludzi w tle.

Oto wsparty o ławkę cesarz Napoleon podsłuchuje zachwycających się Bratysławą turystów, a frywolny Cumil zagląda pod sukienki spacerującym dziewczętom.

Słowacki Teatr Narodowy i taras widokowy UFO, widziany z daleka.

Byliśmy... coś-niecoś zobaczyliśmy...

Dzięki skróceniu wycieczki o jeden dzień możemy się nacieszyć moto-pomarańczą. Po rozpakowaniu i przespaniu nocy we własnym łóżku, znów ruszamy w drogę. Przejażdżka udana, bo odwiedzamy cudnych ludzi i pogoda dopisuje. Wieczorem zaliczamy jeszcze bardziej wspaniały koncert w Etno-Chacie. Mamy siłę. Może to miejsce, Ci Ludzie i ta Muzyka dodają nam takiej energii? Cudny koncert Magdy Navara z zespołem Caravan Band kończy festiwal W DRODZE.

Kończy też pewien etap naszego bycia w drodze...

 

Write a comment

Comments: 18
  • #1

    Piotr SJZ1974 (Sunday, 12 June 2016 23:50)

    Super zdjęcia a przede wszystkim autorka oraz występujący w nich...

  • #2

    Eve (Monday, 13 June 2016 08:40)

    Dzieki za super pomysl z Budapesztem i fajny czas.No i za relacje-teraz mnie latwiej bedzie swoja wersje napisac :-):-) Do Bratislavy chyba jednak sie nie wybierzemy:-)Buzialki dla Was!

  • #3

    krolewianka (Monday, 13 June 2016 20:30)

    Gosiu, z wielką przyjemnością wędrowałam prowadzona Twoimi słowami po miejscach naznaczonych Waszą obecnością. Dobrze zajrzeć z Tobą także pod "podszewkę" tychże.

  • #4

    Karolina (Monday, 13 June 2016 20:58)

    No, to już nie muszę jechać do Budapesztu :) Wspaniała wycieczka !

  • #5

    Damian (Monday, 13 June 2016 23:51)

    Świetna relacja z bardzo spoko fotkami! Pozdrawiam! :)

  • #6

    Iwona (Tuesday, 14 June 2016 08:26)

    Świetna relacja i piękne zdjęcia :-)) cieszę się,że mimo wszystko udało się Wam wyjechać :) Pozdrowienia ...i czekamy w Wadowicach na obiecane odwiedziny

  • #7

    Danusia (Tuesday, 14 June 2016 23:48)

    Ładne zdjęcia zrobiliście jak na amatorów. Piękna ta architektura i rzeczywiście, tak jak to już słyszałam widać wpływy kultury islamu. Mnie bardzo się taki styl podoba. Jest ozdobny, ale bez przesady. Zazdroszczę Wam tej wycieczki, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa.

  • #8

    Danusia (Wednesday, 15 June 2016 00:06)

    A z tymi fotkami lodów to już przesadziliście. Żeby tak się drażnić ze znajomymi. :)

  • #9

    Aga (Wednesday, 15 June 2016 09:45)

    Nareszcie mogłaś odetchnąć po kraksie.Cieszę się że służy Wam ten wyjazd i co za widoki...zazdraszczam.

  • #10

    Gosia z Jasła (Monday, 20 June 2016 13:33)

    Jak zwykle świetna relacja, piękne miejsca, ciekawe historie i do tego zjawiskowe zdjęcia Ewy!! A Gosia w sukience to też zjawisko! :)

  • #11

    Gosia (Monday, 20 June 2016 16:13)

    no i dzięki za Modlitwę Pana Cogito Podróżnika Herberta! niesamowitą radość sprawia mi czytanie tych uniwersalnych słów! Buziaki

  • #12

    Ewa (Tuesday, 21 June 2016 15:40)

    ciesz sie ze udal Wam sie pobyt, piekne miejsce, buziaczki

  • #13

    Tadek (Tuesday, 21 June 2016 17:28)

    Jak zwykle relacja kipi od wrażeń!
    Widać, że Europa Środkowo-Wschodnia ma jeszcze sporo do zrobienie w zakresie dostępności dla wózków.
    Gratuluję, że pomimo tego nie ustawaliście w eksploracjach i nie daliście się humorom pogody!
    Na mnie szczególne wrażenie zrobiło pierwsze zamieszczone zdjęcie - bardzo ciekawa perspektywa i pastelowa kolorystyka.
    Pozdrawiam!

  • #14

    Asia i Łukasz (Monday, 27 June 2016 12:43)

    Cześć Gosieńka!
    Bardzo nas cieszy, że wymieniłaś naszą relację z Budapesztu. I potwornie miło, że miałaś z grupą przyjaciół tak urozmaicony pobyt. To miasto potrafi zauroczyć, prawda? :) Pozdrowionka!

  • #15

    Lucyna (Sunday, 03 July 2016 19:19)

    Piękne zdjęcia, a szczególnie te robione nocą. Jak zwykle fantastycznie wszystko opisane. Cieszę się, że pomimo fatalnego wypadku daliście radę ( byłam pełna obaw)
    Pozdrawiam :)

  • #16

    Ewa Sadowska (Thursday, 11 August 2016 20:01)

    Gosiu .....Piękny i bardzo ciekawy opis Waszej wycieczki ...(Masz talent dziewczyno)....wiele można się dowiedzieć nie będąc na miejscu ....Dzięki Gosiu

  • #17

    Michał (Friday, 19 August 2016 08:43)

    Fajna wyprawa. Piękny Budapeszt i piękne Węgry ... niby tak blisko a daleko :-) Po fotkach widać że wyprawa się udała.

  • #18

    Janina (Wednesday, 28 December 2016 11:19)

    Nie jest to Budapeszt który nas zachwycał przed laty. W pobliżu jest urokliwe Szentendre węgierski 'Kazimierz nad Wisłą"miasto artystów i muzeów, a około 60 km od Budapesztu jest Esztergom w 960 r stolica Węgier gdzie odbył się chrzest i koronacja św. Stefana.Po drugiej stronie Dunaju jest słowackie Szturowo z dużym kąpieliskiem gdzie byliśmy kilka razy.