TT - isle of man -podróżniczo-kinowo.

Opowiem dzisiaj o naszym pierwszym locie samolotem (rok 2008).

O naszym pierwszym i jedynym uczestnictwie w ulicznych wyścigach motocykli.

To chyba najważniejsza podróż w naszym dotychczasowym życiu.

Krystian marzył o tym bardzo skrycie. Wyścigi TT, kultowe dla pasjonatów motoryzacji, nie były pod wieloma względami w zasięgu naszych możliwości... Głównie finansowych.

Cud spadł nagle, gdy moja przyjaciółka z czasów szkoły podstawowej, zaprosiła nas do swego nowego domu na Isle of Man! To taka maleńka wyspa między Anglią, a Irlandią.

Radość nas rozpierała, chwaliliśmy się znajomym, gdzie się wybieramy. Cóż, prawie nikt nam nie wierzył. Pukali się w czoło i drwili, że pozwiedzamy, ale palcem po mapie. Bo jak to? Oni, bogaci i zdrowi nie byli, a tu taka Gosia i Siwy lecą!

Pierwszy lot i od razu z przesiadką. Wizz Air'em do Anglii, a na Wyspę małym samolotem linii Flybe.

Mnie latanie zachwyciło - szczególnie start i lądowanie. Krystian opłaca to stresem. Tak mamy do teraz.

Pierwsze zaskoczenie za granicą spotkało mnie przy wsiadaniu do auta. Rety! Przecież moje skrzywienie kręgosłupa nie pozwala mi na siedzenie obok angielskiego kierowcy! Kierownica jest po prawej stronie - czyli po tej, gdzie zawsze siadam. Chcąc nie chcąc Krystian lokuje mnie z tyłu. Pewno każdy tak ma, że nie zwraca uwagi na wiele rzeczy, takich jak schody, krzywe chodniki, prawda? Ja nie zwracałam do tej pory uwagi, po której stronie siedzę w samochodzie. No, bo po co?

Ewa, z racji zawodu zwana Fryzjerką, oraz Jej rodzina otoczyli nas opieką, zapewnili nie tylko wikt i dach nad głową. Rezerwacja biletów, wycieczki, zwiedzanie - cały czas mieliśmy pomoc i miłe towarzystwo. Wyspa piękna - sami popatrzcie:

Wspomnienia sprzed kilku lat na pewno wiele pominą...

Ale, co najważniejsze, co zostało w sercu i pamięci - tym się podzielę.

Pięknym darem, jaki tam dostałam, to przyjaźń z synami Ewy. Od początku wielka sztama z Mateuszem, Oskarem i Kubą .

Obok mnie na zdjęciu: Mati, Kuba i ich tata, Tomek. Z Mateuszem (wówczas 15-latkiem) spędziłam chyba najwięcej czasu. Ewa z Tomkiem pracowali i dopiero wieczory mieliśmy dla siebie. Tak więc Mateusz został naszym przewodnikiem, tłumaczem i nowym kolegą. Podczas wyścigów młodzież nie chodzi do szkoły, więc chłopcy dyspozycyjni byli cały dzień.

Niekiedy brakło nam dnia i zarywaliśmy noce, by się nagadać. Myślę, że mieliśmy na siebie dobry wpływ: Mati wprowadził mnie w świat internetu - pokazał, jak korzystać i czego unikać. Ja z kolei od internetu go odciągnęłam. Uświadomiłam,

że realne życie ma większą wartość i lepszy smak.

Dzięki Mateuszowi i Jego świetnej znajomości języka, weszliśmy do parku maszyn.

Oto dowód:

Krystuś osiągnął pełnię szczęścia:

Poniżej wspólne zdjęcie z zawodnikiem, który ujeżdżał Vincent Rapid.

Czas spędzamy w sposób urozmaicony - Krystian wychwytuje, jak pięknie można zaparkować oraz że nie w pełni sprawna osoba też może spełniać swe pasje.

Wycieczka do muzeum.

W tym miejscu zobaczyłam jak wygląda kot rasy manx. Dowiedziałam się ,że herb wyspy przedstawiający Triskelion- 3 połączone ze sobą nogi- to symbol postępu, rywalizacji i uporu. Wiąże się z wyspiarskim mottem: ,,Gdziekolwiek mnie rzucisz, ustoję''. 

Były też, jak to w muzeum, stare monety. Co jednak chyba jeszcze ciekawsze, te współczesne są równie piękne, kolekcjonerskie.

A to manx loaghtan - nazwana najbardziej metalową owcą świata. Wyhodowana na wyspie Man jest jedyną, której rośnie więcej niż jedna para rogów. 

W latach 40- tych ubiegłego wieku dotrwały jedynie 43 osobniki tej rasy. Dzięki staraniom organizacji dbającej o narodowe dziedzictwo wyspy Man odtworzono stada hodowane dziś nawet poza wyspą. Dalej jednak szacuje się, że owiec tej rasy jest bardzo mało i ich ilość wynosi około 1500.

Na wyspie obchodzimy urodziny Krystiana. Kuba pomaga w robieniu zakupów,  Ewa piecze pyszny tort. Atmosfera pełna radości i rodzinnego ciepła.

Często chodzimy na widowiska, które odbywają się na promenadzie. Mam tu bezpieczne miejsce i doskonały widok - ot, prosty podest, a jak potrzebny. Z tych widowisk najbardziej zapadł mi w pamięci pojazd z silnikiem odrzutowym. Ryk, aż dudniało w uszach! Włosy i ubrania przeszły zapachem spalonej nafty lotniczej. (Skrycie marzyłam o kąpieli :)  Nawet sam widok zapierał dech w piersiach .

Gdy stałam na tej rampie, a obok mnie pełno innych osób na wózkach- pomyślałam: "Oni to mają łatwiej. Bez barier, bez obciachu wychodzą z domów". Już prawie zazdroszczę, gdy nagle przeżywam szok! Oni wstają i chodzą! Nie, nie byłam świadkiem cudownego uzdrowienia. Tu wózek służy jako ułatwienie życia. Nawet podczas lekkiej kontuzji - zwichnięcie, złamanie- ludzie siadają na nim. Powiedzcie mi, dlaczego u nas wózek to wstyd i wyrok?

Następna niespodzianka: Ewa z Tomkiem zabierają nas na wycieczkę. Samochodem przejeżdżamy trasę pełnego okrążenia zawodników... My te 61km , które zawodowcom zajmuje ok. 17 minut, pokonujemy w niespełna 3h.

Mad sunday - dzień dla szalonych amatorów i pasjonatów.

Gościnność Ewy nie miała hamulców. Gotuje świetnie, więc dogadzała nam pod względem kulinarnym, a Krystek nie poskramiał apetytu. Przed tą trzygodzinną jazdą zjadł cienką zupkę niedzielną, czyli rosołek. Jednak już na pierwszych zakrętach chyba tego pożałował. Widok stromych przepaści dopełnił reszty. Ze strachem obserwowałam, jak Krystian blednie, zielenieje i słabnie!

Te zdjęcia zrobiła Ewa po okrążeniu wyspy.

Obserwujemy treningi i zmagania mechaników z techniką. Na torze, w terenie - chcemy być wszędzie. I wszędzie nas pełno. Bo to, co zobaczymy zostanie  na zawsze. Tego nie odbierze nam nikt!

Codziennym spacerom towarzyszy nieodłączny widok szeregu motorów - stojących i pędzących...

Przez 2 tygodnie Wyspa tętni życiem i prawie nie ma czasu na sen. Ogrom zabawy i atrakcji zapewniony!

Mateusza zachęciłam do biegów, ćwiczeń. Właśnie kupił ławeczkę do treningów. Mam nadzieję,że nowe hobby rozwinie się w dobrym kierunku.

Jeszcze krótka wycieczka do miasteczka Peel. Teren górzysty, dla mnie niedostępny. Cieszę się, że chłopaki biegną na szczyt i na fotografiach uwieczniają piękną panoramę. Dzięki nim mogę podziwiać te cuda i dzielić się nimi z Wami.

Przylecieliśmy tu dzień po rozpoczęciu wyścigów. Oczu i uszu nie mogliśmy napaść...

Wylatujemy dzień po zakończeniu imprezy.

Pustka i cisza uderzają z taką samą mocą, jak wcześniejsza wrzawa....

Krystuś musi uskutecznić wygłupy, bo On tak ma. Ta mina wyraża albo przesyt motorami, albo smutek, że z motorami i wyspą trzeba się pożegnać. Wracamy z bólem w sercu! Ciężko się rozstać z rodziną, która przez ten czas stała się troszkę nasza. 

Ale co zrobić? Trzeba lecieć!

Na lotnisku, w stolicy wyspy, Douglas, przeżywamy potworny stres. Asystent os. niepełnosprawnej nie woła nas do samolotu. Terminal pusty, a czas naszego lotu już dawno minął! Panika ogarnia nas coraz większa. Krystian pokazuje pani z obsługi nasze bilety, ręką wskazuje na zegar. Wszystko odbywa się na migi. Bo wstyd przyznać, ale nie mówimy po angielsku. Pani coś do nas mówi. Ja wychwytuję z tego tylko: I know, I know'. Tłumaczę Krystianowi, że ta pani WIE. Niestety nie rozumiem, co wie! Krystek wykonuje rozpaczliwy telefon do naszej przyjaciółki Lili. Szybko opowiada, jaki mamy problem. Po czym przykłada pani (przerażonej już naszym zachowaniem) telefon do ucha. Lila ze śmiechem tłumaczy, że lot ma opóźnienie, i że pani wie, że potrzebujemy pomocy. Uff! Jeszcze tylko przesiadka w Liverpool. Pamiątkowe zdjęcie z Johnem Lenonem... I witaj Polsko!

Na koniec relacji dołączam zwiastun filmu "Jazda na krawędzi". Przeniósł nas z powrotem na Isle of Man i przywołał cudne wspomnienia. Obejrzeliśmy go w czechowickim kinie Świt 3 lata po wizycie na Wyspie.

Write a comment

Comments: 5
  • #1

    Basia (Monday, 11 May 2015 17:06)

    Ale genialnie...wielu by dało wiele żeby zobaczyć to sławne TT na żywo ...zazdroszczę... mili ludzie + wspaniała atmosfera + ryk silników motocykli ...czego chcieć więcej? :-) pozdrawiam i czekam na kolejne relacje ;-)

  • #2

    Eve (Sunday, 16 October 2016 07:34)

    Piekna relacja i wspaniale wspomnienia! Tak opisalas, ze czulam sie jakbym Wam na kazdym kroku towarzyszyla.Buziaki!

  • #3

    Karolina (Sunday, 16 October 2016 09:21)

    Kolejna wspaniała wycieczka dzięki Tobie Gosiu :) Wspaniale opisane i piękne zdjęcia !

  • #4

    Michał (Tuesday, 18 October 2016 20:15)

    Bardzo podróżniczo i bardzo... marzycielsko. Te spełnianie marzeń przypomina lekko klimat z "Prawdziwej historii" z Anthonym Hopkinsem. Mina Krystiana w czapeczce TT-isle of man mówi wiele :-) Fajnie jest czytań o tym, że spełniacie swoje marzenia mimo... a może na przekór ? ;-)

  • #5

    DANUTA GŁADYSZ (Wednesday, 19 October 2016 01:05)

    Gosiu, muszę przyznać, że musisz mieć ogrooooomny dar przekonywania, skoro udało Ci się odciągnąć dzieciaka od internetu... I to po dobroci... Nam z Robertem ta sztuka się niestety nie udaje w stosunku do naszej córci. Może doradziłabyś nam coś w tym temacie? Myślę, że wielu rodziców byłoby Ci wdzięcznych. :)